syndrom sztokholski w POZ ??
6
taka story w Gazecie Wybiórczej. Oniemiałem. Moim zdaniem postać fikcyjna ale zachowania pacjentów i mentalnośc co poniektorych lekarzy oddane dobrze.
Nieraz musiałam wzywać do przychodni policję. Awanturują się: "Ma pani wypisać, co ja chcę, i koniec". Sami najlepiej wiedzą, na co chorują.
Godzina 6:00
W pokoju śmierdzi obornikiem. To sok z czarnej rzepy, doktor Pola piła go dla zdrowia. Słyszy: – Mamo, znów w nocy krzyczałaś.
„Mamo, wstawaj, ty jesteś śląska kobieta, zawsze dasz radę". Tak próbuje o sobie myśleć każdego dnia rano.
Mówi łagodnie, cierpliwie. Nie żali się. Ze spokojem relacjonuje fakty.
– Każdy dzień zaczynam tak samo. Szybka łazienka, ogarnięcie chłopaków, przygotowanie obiadu. Szymek kojarzy plus na kuchence, Misiowi lepiej idzie z minusem. Chciałabym rzucić robotę i zająć się nimi, codziennie o tym myślę. Już prawie zrezygnowałam, ale nie, nie mogłam zostawić pacjentów, nie w COVID-zie. Sześćdziesiąt osób dziennie, dziesiątki telefonów. Pracowałam po 14 godzin, teraz mam zakrzepicę, zniszczoną tarczycę, wysiadły mi stawy, ledwo wchodzę na czwarte piętro. Jeszcze oczy, dwa razy zmieniałam okulary. Pandemia – to dwa lata wycięte z życia.
Urlop? Cztery lata nie byłam. Kiedyś udawało mi się chociaż na tydzień. Teraz mam swoją przychodnię lekarza rodzinnego, przyjmuję w niej sama. Nie ma szansy na zastępstwo. Nawet jeśli kogoś bym znalazła, to wziąłby dwieście złotych za godzinę. Więc nie mogę, bo gdzie pójdą moi pacjenci? Chętnie bym wywiesiła kartkę, ile zarabiam – ludzie myślą, że krocie. Zdziwiliby się, że nie stać mnie na opłacenie zastępstwa.
Doktor Pola w drodze do przychodni przypomina sobie, że dziś Dzień Chłopaka i w domu będą czekać na prezenty.
– Może uda mi się wyskoczyć i coś kupić, bo wracam późno. Mąż, czyli tato Michała, przyjeżdża dopiero po północy, siedzi w pracy i przy chorej matce. Ojciec Szymka nie interesował się nim, tak delikatnie mówiąc. Był psychiatrą, odebrał sobie życie.
ZGON NA POCZĄTEK
08:00
Miał ponad 90 lat, był ciężko chory.
– „Coś na pewno da się zrobić, musi pani coś zrobić!". Bardzo mi przykro, wiem, jakie to dla pani trudne, ale naprawdę muszę już iść. Pani tato już nie żyje. Mam pacjentów – doktor Pola opowiada, jak próbowała uspokoić kobietę, która wezwała ją do zmarłego ojca. Kobieta jeszcze dzwoniła po pielęgniarkę, czy aby na pewno nic nie da się zrobić, czy to nieodwracalne.
09:00
Centrum miasta wojewódzkiego w zachodniej Polsce. Do przychodni prowadzi długi korytarz starej kamienicy. Pomieszczenia są małe i wysokie. Olejne lamperie, krzesła obite dermą, gumolit na podłodze, na ścianach alfabetyczne szufladki z dokumentacją.
– Mam 40 wizyt osobistych albo teleporad. I szczepienia do tego. Na całym świecie są limity dzienne pacjentów. Średnio 15-20 osób. A u nas nie, wszyscy zarejestrowani mają być obsłużeni.
Za drzwiami słychać krzyki, ktoś kopnął w drzwi.
– Codziennie to samo. Przychodzą nieumówieni i twierdzą, że byli zapisani. Chcą wejść bez maseczek, nawet jak je dostają do ręki. Na podłodze mamy naklejoną linię i prosimy, żeby stać osobno. Ale oni napierają, krzyczą na nas i bluzgają, aż uszy więdną. Nie pomagają zapewnienia, że każdy zostanie przyjęty. Ja nawet nic nie piję w pracy, żeby nie tracić czasu. Inaczej wcale bym stąd nie wyszła.
Nieraz musiałam wzywać policję. Awanturują się, że muszę im wszystko załatwić tak, jak sobie życzą. „Ma pani wypisać, co ja chcę, i koniec". Sami najlepiej wiedzą, na co chorują. Od pandemii spotyka mnie nie tylko agresja, ale też prosta ludzka złośliwość – pacjenci chyba odreagowują.
11:00
Między śniadaniem a obiadem przychodzą starsi. Dla nich poradnia to odskocznia. Rodzina nie ma dla nich czasu, znajomi poumierali. A oni potrzebują uwagi.
– Kiedyś miałam odrobinę więcej czasu na słuchanie, ale teraz trzeba robić tyle dokumentacji, że nie ma na to szansy. Nawet jakby jeden z drugim nie wiadomo ile blubrał i pyskował. Od kiedy nastały komputery, jest tylko gorzej. Mam dwa systemy. Jeden dla NFZ – kody chorób, sprawozdania z gryp, liczba badań w ciągu miesiąca, a zawsze jest coś nie tak, system nie przyjmuje danych, zawiesza się, wolno ładuje. Każde jedno badanie trzeba zarejestrować. Drugi system jest na potrzeby mojej przychodni – rejestracja, skierowania, opis dokumentacji. I jeszcze pacjenci się denerwują: „A dlaczego pani ciągle patrzy na ten komputer, a nie na mnie? Niech pani na mnie patrzy!".
Patrzę na doktor Polę. Śmieje się, ale
Treść została skrócona. Zaloguj się, aby zobaczyć pełną treść.
Ten post ma 6 komentarzy. Zaloguj się, aby je przeczytać i dołączyć do dyskusji.
